Piramida. Wspomnienia nie tylko teatralne

Wydawnictwo: Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Oficyna Wydawnictwo Volumen

ISBN/ISSN: 978-83-64708-80-0
Rok wydania: 2022
Liczba stron: 512
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Dostępność: dostępna (wysyłka do 3 dni)

80,00 zł

więcej mniej

Siedziałem, łapiąc oddech, na najwyższym tarasie Piramidy Słońca w Teotihuacan w Meksyku. Na
piramidę można było się wspiąć. Jej pochyłe ściany miały bowiem z jednego boku szerokie, kamienne
schody – bardzo strome, z jednego stopnia na następny było około metra. Teotihuacan znaczy
„miejsce, gdzie narodzili się bogowie”. Jego początki sięgają IV wieku przed Chrystusem. Osiedlały
się tu, kolejnymi falami, plemiona różnych kultur. Liczba mieszkańców doszła około V wieku po
Chrystusie do dwustu tysięcy. Ale już w VII i VIII wieku miasto zostało, w niewyjaśnionych do końca
okolicznościach, opuszczone; stopniowo zamieniało się w gruzy. To całe wielkie, zrujnowane miasto
położone jest na rozległym płaskowyżu. Otaczają je dalekie góry. Znalazłem się tam, uczestnicząc w
Kongresie Międzynarodowej Federacji Teatrologów w 1997 roku.
Patrząc w roku 2019 – gdy zacząłem pisać tę książkę – na prace, których dokonywałem na przestrzeni
wielu lat, przypomniałem sobie tę piramidę i pomyślałem, że te moje różne prace można
uporządkować, posługując się jej kształtem. Cztery ściany piramidy – cztery dziedziny mojej pracy:
teatr, pedagogika, teatrologia, literatura. Posłużę się więc metaforą piramidy. Opowiem o moim
wspinaniu się na każdą z czterech jej ścian. Bo, tak, to była jedna budowla, to było jedno życie.
Kazimierz Braun

Studiowałem na Uniwersytecie Poznańskim (obecnie Uniwersytet im. Adama Mickiewicza) w latach
1954–1958. W 1953 roku nie zostałem przyjęty na studia jako syn „wroga ludu” – mój ojciec, Juliusz,
siedział wtedy w stalinowskim więzieniu. Poszedłem pracować na budowie jako „pomocnik murarza”.
Gdy ojciec został wypuszczony z więzienia na „urlop” (z ciężką gruźlicą), na studia zostałem przyjęty
w 1954 roku. […] Reżyserii zacząłem się uczyć sam w czasie studiów, czytając książki reżyserów i
książki o nich. Pierwszą taką lekturą była Sztuka teatru Gordona Craiga. Przeczytałem ją w
przekładzie francuskim, bo polskiego jeszcze nie było, a po angielsku jeszcze nie umiałem. Wziąłem
od Craiga i przechowywałem latami pojmowanie i uprawianie teatru jako sztuki, a reżyserii jako
samodzielnej, specjalnej dziedziny twórczości artystycznej. Z przeszłości teatru polskiego wyłonił się
dla mnie najwyraziściej Juliusz Osterwa, o którym słyszałem już uprzednio wiele z opowiadań mego
krewnego Antoniego Żulińskiego, krakowskiego kompozytora i aktora, który znał „Pana Juliusza”.
Chodziłem na wszystkie poznańskie premiery i wiele razy jeździłem na przedstawienia warszawskie,
rozrzutnie wydając oszczędności ze stypendium; nocowałem w poczekalni na Dworcu Głównym.
Z rozdz. „Przygotowania”

Około roku 1970 sądziłem, że już mogę zmierzyć się z Dziadami. […] Opracowałem egzemplarz.
Wystąpiłem o, konieczną, zgodę władz na realizację. Jak zawsze w zniewolonej Polsce, Dziady były
podejrzane, zwłaszcza wtedy, zaledwie dwa lata po realizacji Dejmka w Warszawie w 1968 roku.
Zgody tej nie dostałem. Do myśli wystawienia Dziadów wróciłem trzy lata później, już we
Wrocławiu. Pretekstem – zawsze trzeba było szukać jakichś pretekstów, negocjując z władzami
komunistycznymi – była rocznica utworzenia Teatru Współczesnego. Po niezliczonej ilości rozmów,
konferencji i pertraktacji zgodę wreszcie otrzymałem. Postanowiłem zrobić coś, na co nikt nigdy do
tej pory się nie poważył: wystawić całe Mickiewiczowskie Dziady. Wszystkie pięć części – I, II i IV,
III i „Ustęp”. Łącznie przeszło 8000 wersów, bez jakichkolwiek skreśleń. (Z wyjątkiem powtórzeń

pojawiających się w wydaniach tekstu). Powstało przedstawienie grane w całości w ciągu prawie
dziewięciu godzin (od 18 wieczorem do około 3 rano) albo podzielone na dwa wieczory (cz. I, IV i II
+ cz. III i Ustęp).
Po raz drugi postanowiłem wystawić Dziady w radosnych miesiącach Solidarności.
Uznaliśmy, że wielka chwila dziejowa, jaką tworzy Solidarność, winna znaleźć w teatrze wyraz przez
realizację wielkiego dzieła scenicznego. A nie ma w Polsce dzieła większego niż Dziady. Tym razem
postanowiłem całość skomprymować, nadać akcji maksymalne ciśnienie i odnieść do współczesności.
Wykorzystałem tylko Część III oraz Ustęp. Planowaliśmy premierę na luty 1982 roku…

Z rozdz. „Teatr Wspólnoty”

Patroni medialni książki: TVP KULTURA, TVP3 RZESZÓW, POLSKIE RADIO
DWÓJKA, POLSKIE RADIO RZESZÓW, MIESIĘCZNIK TEATR, KWARTALNIK FRAZA

Klienci kupili również

  • 150,00 zł
    Ewa Michnik, Marek Grotowski

    Album poświęcony jest historii spektakularnych przedstawień operowych realizowanych w latach 1997 – 2016 w ramach Opery Wrocławskiej, nawiązujących do tradycji europejskich widowisk muzycznych “open air”.

    150,00 zł
  • 35,00 zł
    Sebastian Ligarski, Grzegorz Majchrzak, Rafał Węgrzyniak

    Książka prezentuje dzieje i dorobek niezależnego od władz PRL zespołu teatralnego Nie SamymTeatrem działającego w latach 1984–1987 w katolickich kościołach Wrocławia oraz wielu innychmiast polskich

    35,00 zł